Table of Contents
W ostatnich latach zauważyłem ciekawy trend — kryptowaluty nie tylko szturmem weszły do portfeli inwestycyjnych, ale też coraz mocniej zakorzeniają się w polityce i regulacjach USA. Szczególnie interesujące jest to, jak wielkie firmy z branży zaczęły działać w Waszyngtonie z pomocą wykwalifikowanych lobbystów. Jako osoba śledząca na bieżąco świat kryptowalut, mogę śmiało powiedzieć, że skala tych działań robi wrażenie. Jeśli zastanawiasz się, jak silna jest obecność lobbystów kryptowalutowych w stolicy USA, to trafiłeś w dobre miejsce. Opowiem Ci dziś na spokojnie, jak ten proces wygląda i dlaczego warto go lepiej rozumieć. Swoją drogą, jeśli chcesz lepiej zgłębić temat Web3, zajrzyj na naszą stronę główną, gdzie znajdziesz sporo zasobów i analiz.
Lobbing kryptowalutowy rośnie
Choć nie ma jednej oficjalnej listy z dokładną liczbą lobbystów zajmujących się wyłącznie kryptowalutami, to według wielu źródeł specjalistycznych ich liczba szybko rośnie. Widzę, że największe firmy w tej branży, takie jak Coinbase, Circle czy Digital Currency Group, już od kilku lat inwestują miliony dolarów, żeby zyskać wpływ na regulacje w USA. Co ciekawe, te działania są coraz bardziej profesjonalne — firmy tworzą konsorcja i stowarzyszenia, na przykład Blockchain Association, które skupiają się tylko na tym, jak reprezentować interesy kryptowalut w Waszyngtonie.
Dla mnie osobiście kluczowe jest to, że w tych organizacjach pracują byli urzędnicy państwowi i doświadczeni lobbyści, którzy wcześniej działali w Senacie lub innych instytucjach rządowych. To pokazuje, że branża stawia na jakość i chce mówić tym samym językiem co ustawodawcy. Przypomina mi to trochę najlepsze praktyki z sektora farmaceutycznego czy finansowego — pełna profeska, tylko w formie jeszcze bardziej dynamicznej i technologicznie zaawansowanej.
Dlaczego teraz?
Zadałem sobie pytanie: dlaczego kryptowaluty tak mocno ruszyły z lobbingiem właśnie teraz, a nie np. kilka lat temu? Wydaje się, że powód jest prosty — skala znaczenia kryptowalut w gospodarce szybko urosła. Już nie mówimy tylko o bitcoinie jako ciekawostce dla geeków, ale o całych ekosystemach finansowych, projektach stablecoinów jak USDC od Circle, a także o integracji z tradycyjnym systemem paliw finansowych. Z perspektywy firm z tej branży, regulacje stają się coraz bardziej rzeczywiste — nadeszła więc pora, by zadbać o swoje interesy zanim ktoś inny ukształtuje przepisy na ich temat.
Być może pamiętasz wiadomości z 2018 roku, gdy startupy blockchainowe z USA zaczęły grupowo kontaktować się z legislatorami i prowadzić skoordynowane kampanie lobbingowe. Giełdy, fundusze i zespoły deweloperskie uznały, że sam rozwój technologii to za mało — trzeba zadbać też o jej akceptację i przetrwanie w systemie prawnym. Dzięki temu niektórzy politycy zaczęli nawet otwarcie popierać branżę krypto, a projekty ustaw zaczęły brać pod uwagę potrzeby tego rynku.
Setki milionów na wpływ
Według analiz rynku i danych z raportów, w ciągu ostatnich lat firmy kryptowalutowe zainwestowały dziesiątki milionów dolarów w działania lobbingowe. Co ciekawe, to nie tylko bezpośredni kontakt z politykami. Sporo funduszy idzie też na doradztwo strategiczne oraz prowadzenie kampanii uświadamiających. Przemyśl to — powstają dedykowane spotkania z ustawodawcami, raporty wpływu, briefingi dla komisji kongresowych… wszystko po to, by zbudować zaufanie i pokazać, że branża nie jest dzikim zachodem, tylko partnerem technologicznym dla gospodarki USA.
Ciekawym przykładem skutecznej akcji lobbingowej był raport opublikowany przez Coin Center – think tank zajmujący się polityką wokół blockchainów. To właśnie tego typu działania edukacyjne często stają się fundamentem dla projektów ustaw, które później będą mieć wpływ na cały sektor. W mojej ocenie pokazuje to, że lobbing krypto staje się coraz bardziej dojrzały — i to w bardzo krótkim czasie.
Przyszłość regulacji i co dalej
Oczywiście rodzi się pytanie, kiedy działania lobbystyczne zaczną wpływać realnie na przepisy. Już teraz widać pierwsze efekty. Powstają grupy robocze przy agencjach rządowych, pojawiają się inicjatywy ustawodawcze, które oddają głos branży. Dla niektórych może to być sygnał rynkowej dojrzałości, ale inni mogą się zastanawiać, czy to nie początek czegoś bardziej niepokojącego — ale o tym opowiem więcej w drugiej części tekstu, gdzie poruszę temat „regulatory capture” i potencjalnych zagrożeń dla przejrzystości procesu regulacyjnego. Bo jak wiadomo, z dużą siłą przychodzi również duża odpowiedzialność…
Regulatory capture?
No właśnie — przechodzimy do najciekawszego (i najbardziej kontrowersyjnego) aspektu lobbingu kryptowalutowego: czy przypadkiem nie wchodzimy w fazę tzw. regulatory capture? To taka sytuacja, gdy branża, zamiast być regulowana przez niezależne organy, sama zaczyna wpływać na kształt przepisów. I o ile wpływ to coś naturalnego w demokracji, to jego skala może czasem przekroczyć granicę zdrowego rozsądku.
Przyglądając się układowi sił wokół kryptowalut w Waszyngtonie, trudno nie zauważyć, że coraz więcej byłych pracowników agencji rządowych znajduje „drugą młodość” jako doradcy giełd, startupów czy funduszy blockchain. Z jednej strony — świetne, bo mają doświadczenie. Z drugiej — niepokoi fakt, że ustawodawstwo staje się współtworzone przez ludzi, którzy niedawno je egzekwowali. Brzmi jak konflikt interesów? Trochę tak…
Przykład? Weźmy choćby dawnych doradców z Komisji Papierów Wartościowych i Giełd (SEC), którzy dołączają do startupów DeFi, aby „pomóc im spełnić wymagania regulacyjne”. Brzmi szczytnie, ale chodzi też o to, żeby regulacje były możliwie najłagodniejsze. I tak masz sytuację, w której ta sama strona, która powinna być nadzorowana, ma realny wpływ na język przepisów.
Polityka ma znaczenie
Kolejny element tej układanki to polityka. Coraz częściej słychać, że kandydaci do Kongresu czy Białego Domu otwarcie deklarują swoje poparcie dla „innowacyjnych technologii finansowych”. Donald Trump, który jeszcze kilka lat temu sceptycznie podchodził do krypto, teraz mówi o bitcoinie i stablecoinach jako „amerykańskich przewagach konkurencyjnych”. Przykład? Jego kampania przyjmuje datki w krypto, co samo w sobie jest ciekawym sygnałem.
Takie deklaracje mogą wzmacniać wpływ branży na przyszłą legislację — bo skoro politycy chcą zdobyć głosy zwolenników „cyfrowych finansów”, będą skłonni iść na ustępstwa wobec silnych graczy z sektora. A ci gracze mają już gotowe propozycje: projekty ustaw, stanowiska do konsultacji, a nawet gotowe modele regulacyjne oparte na zagranicznych wzorcach.
Z perspektywy kogoś, kto śledzi ten temat od lat, widzę tu niebezpieczeństwo: jeżeli regulacje staną się zbyt „miękkie” lub dostosowane tylko do interesów największych firm, to mniejsze innowacyjne projekty mogą zginąć w tłumie. Paradoksalnie, zbyt przyjazne przepisy dla potentatów mogą zaszkodzić całemu ekosystemowi.
Balans między innowacją a bezpieczeństwem
To wszystko prowadzi nas do kluczowego pytania – jak zachować równowagę między wspieraniem innowacji a ochroną interesu publicznego? Dobrze napisane regulacje mogą pełnić funkcję parasola ochronnego i ram rozwoju. Ale źle napisane przepisy, podyktowane przez interesariuszy, to ryzyko dla użytkowników, stabilności finansowej, a także… reputacji samej technologii.
Wydaje mi się, że to właśnie teraz jesteśmy w przełomowym momencie — z jednej strony technologie takie jak blockchain, Web3, stablecoiny czy nawet NFT wychodzą poza niszę. Z drugiej strony debata regulacyjna w USA to bardzo trudny i czasem nieprzejrzysty proces. A im więcej lobbystów, tym więcej interesów do pogodzenia.
Mogę to porównać do sytuacji sprzed lat, gdy sektor bankowy zyskał tak silny wpływ na proces legislacyjny, że efekty widzieliśmy podczas kryzysu z 2008 roku. Tam też działały dokładnie te same mechanizmy: rotacja kadrowa między rządem a branżą, pisanie ustaw przez interesariuszy, i brak faktycznej refleksji nad długofalowymi skutkami.
Co dalej?
Nie chodzi o to, żeby demonizować branżę kryptowalutową — jej wkład w rozwój technologii jest ogromny i niepodważalny. Ale warto patrzeć na ręce tym, którzy chcą kształtować prawo. Zwłaszcza jeśli robią to z pozycji finansowej i strukturalnej siły.
Jednym z ciekawszych ruchów w tym kierunku są raporty publikowane przez niezależne think tanki, jak chociażby Coin Center czy The Blockchain Association. To właśnie takie dokumenty pokazują, że istnieją grupy próbujące znaleźć zdrowy balans. Ale czy mają one szansę przebić się przez głosy gigantów takich jak Coinbase czy Binance? Tego nie wiem.
Jeśli chcesz zobaczyć, jakie podmioty realnie wpływają na regulacje w USA, warto zajrzeć na stronę
anglojęzycznej Wikipedii poświęconą lobbingowi — sporo tam materiałów, także o działaniach z ostatnich lat. A jeśli dopiero wchodzisz w temat kryptowalut, to na naszej stronie głównej znajdziesz sporo informacji i analiz, które mogą pomóc Ci lepiej zrozumieć ten świat.
Podsumowanie tego etapu
Reasumując: lobbing kryptowalutowy w USA nie tylko istnieje, ale staje się jednym z kluczowych aspektów tej branży. Pytanie nie brzmi już „czy”, ale „jak bardzo” firmy krypto wpływają na legislację. I choć jest to naturalna konsekwencja dojrzewania całego sektora, to jednak warto uważnie śledzić kierunek, w jakim ten wpływ zmierza.
Bo transparentność i równowaga w procesie legislacyjnym to nie tylko abstrakcyjne hasła — to podstawa tego, jak będzie wyglądać przyszłość całej cyfrowej gospodarki. A gra dopiero się rozkręca.