Table of Contents
Temat lobbingu kryptowalutowego w Waszyngtonie to coś, co od dłuższego czasu przyciąga moją uwagę. Nie chodzi tylko o to, jakie firmy za tym stoją, ale przede wszystkim o to, jaki wpływ te działania mogą mieć na nas – zwykłych użytkowników kryptowalut, inwestorów czy entuzjastów tej technologii. Dlatego postanowiłem trochę głębiej wgryźć się w temat i przyjrzeć się temu, co naprawdę dzieje się za kulisami politycznego teatru. Jeśli też śledzisz nowinki z rynku krypto i ciekawi Cię, jak zmiany w USA mogą odbić się na globalnej scenie, to zapraszam – będzie konkretnie, ale na luzie. A jeśli chcesz sprawdzić inne tematy z tej tematyki, zajrzyj na naszą stronę główną.
Rekordowe 22 mln dolarów
Wyobraź sobie, że w 2022 roku firmy z sektora kryptowalutowego wydały łącznie 22 miliony dolarów na działania lobbingowe w Waszyngtonie. Dla porównania – to dwa razy więcej niż rok wcześniej. To już nie są tylko drobne „wsparcia” dla kampanii czy nieformalne spotkania. Mówimy tu o profesjonalnych kampaniach, które mają konkretny cel: zmiękczyć regulacje, zatrzymać niewygodnych urzędników i umocnić pozycję krypto w gospodarce USA.
Wśród największych graczy pojawiły się takie nazwy jak Coinbase, Binance (poprzez powiązane amerykańskie podmioty) czy Ripple. Każda z tych firm miała coś do ugrania – dla jednych najważniejsze były ulgi podatkowe, dla innych zmiana podejścia regulatorów. Dlatego nie powinno nikogo dziwić, że zaczęli inwestować naprawdę duże środki w polityczne korytarze władzy.
Czy to tylko kasa?
No dobra, może sobie pomyślisz – „każdy sektor lobbuje, co w tym nowego?” Racja, ale tu chodzi o coś więcej niż tylko kasę. Zauważ, że kryptowaluty podważają fundamenty dotychczasowego systemu finansowego. To nie jest kolejna gałąź przemysłu, to zmiana gry. I właśnie dlatego tradycyjni regulatorzy – tacy jak SEC – są do nich nastawieni dość ostrożnie. Przynajmniej byli, bo wygląda na to, że nastroje zaczęły się zmieniać.
Za kulisami mówi się, że celem kryptolobbystów było nie tylko forsowanie korzystnych rozwiązań, ale też usunięcie „przeszkadzaczy” – urzędników, którzy zbyt gorliwie ścigali giełdy cyfrowe czy projekty DeFi. Przykład? Sprawy przeciwko takim platformom jak Kraken czy FTX (przed ich upadkiem) były dla branży sygnałem alarmowym. Dlatego niektórzy przedstawiciele sektora uparli się, by mieć wpływ na obsadę stanowisk w takich agencjach jak SEC.
Inwestycje polityczne
Jednym z ciekawszych wątków jest to, że lobbyści z sektora kryptowalutowego nie zamykali się tylko na jedną partię polityczną. Wprost przeciwnie – starali się prowadzić rozmowy z Republikanami i Demokratami, żeby nie zostać z niczym po ewentualnej zmianie władzy. Wiedzieli, że zbliżają się wybory prezydenckie i zmiana jednej administracji na drugą może otworzyć „okno możliwości” – ale tylko dla tych, którzy są już przy stole.
Wpływ sektora był widoczny także poprzez nieformalne wsparcie dla kandydatów – zarówno poprzez darowizny, jak i pomoc w organizowaniu wydarzeń, kampanii czy doradztwo technologiczne. A ponieważ wielu amerykańskich polityków chce dziś wyglądać na „tech-friendly”, współpraca z firmą blockchainową może dodać punktów u młodszych wyborców.
Trump i zmiana narracji
Jeszcze kilka lat temu Donald Trump publicznie nazywał kryptowaluty „oszustwem” i „katastrofą, która się wydarzy”. Dziś – zupełnie inna historia. W trakcie obecnej kampanii prezydenckiej Trump zaczyna mówić o znaczeniu innowacji, przewagach konkurencyjnych i roli USA jako lidera w technologii blockchain. Czy to tylko retoryka wyborcza, czy rzeczywista zmiana poglądów? Trudno powiedzieć, ale jedno jest pewne – lobbyści nie próżnowali, żeby go do tego przekonać.
Ciekawe jest też to, że w Partii Republikańskiej pojawiły się środowiska, które otwarcie wspierają rozwój krypto i decentralizacji. To dosyć logiczne, bo konserwatywne skrzydło partii od dawna narzeka na „przerost regulacji” i chętnie wspiera niezależność od instytucji centralnych – w tym także finansowych.
To tyle na razie, ale to dopiero połowa historii. Najbardziej intrygujące pytania dopiero się pojawiają: czy lobbing faktycznie przyniesie efekty? Czy technologia dogoni politykę – czy może to raczej polityka skręci w stronę technologii? I co z tego wynika dla reszty świata? O tym w drugiej części.
Kto naprawdę zyskuje?
No właśnie – pytanie za milion dolarów. Albo raczej za 22 miliony, skoro tyle poszło na lobbing tylko w jeden rok. Czy te wszystkie działania rzeczywiście przekładają się na wymierne korzyści? Jeśli spojrzymy na tempo, w jakim zaczęły się zmieniać nastroje polityków, to wygląda na to, że… coś się dzieje. Z jednej strony, mamy coraz więcej ustaw, które zamiast totalnie blokować innowacje, próbują je jakoś uregulować. Z drugiej – wciąż nie brakuje głosów ostrzegających przed „powtórką z FTX-a”.
Ciekawe, że niektóre propozycje ustaw federalnych zaczęły zawierać bardzo konkretne zapisy dotyczące krypto – na przykład dotyczące stablecoinów czy wymagań dla giełd cyfrowych. I na marginesie – niektóre projekty tych ustaw były współtworzone w konsultacji z organizacjami lobbystycznymi, jak Blockchain Association czy Crypto Council for Innovation. Przypadek? Raczej nie.
Gdzie w tym wszystkim SEC?
SEC, czyli amerykańska Komisja Papierów Wartościowych i Giełd, to temat-rzeka w świecie krypto. Pod rządami Gary’ego Genslera agencja przyjęła twarde podejście – pozwy, grzywny, kary. Sam Gensler uważa większość tokenów za papiery wartościowe, co niesie ze sobą spore konsekwencje regulacyjne. Ale sytuacja nieco się komplikuje, gdy polityczne wiatry zaczynają wiać z innego kierunku.
Jeśli Republikanie odzyskają kontrolę nad Białym Domem lub przynajmniej nad Kongresem, możemy spodziewać się większej presji na SEC, by zmieniła kurs. Już teraz niektórzy senatorowie i kongresmeni otwarcie krytykują działania Genslera, twierdząc, że jego podejście „dusi innowacje”. Zresztą sam fakt, że w mediach branżowych pojawiają się informacje o moż/liwych zmianach kadrowych w agencjach nadzorczych, mówi sporo o tym, jakie są intencje lobbystów.
Czy może być „złoty wiek”?
Niektórzy mówią, że kryptowaluty stoją u progu nowej ery – coś w rodzaju „złotego wieku”, w którym USA odetnie się od polityki zakazów i zacznie traktować technologię blockchain jako szansę, a nie zagrożenie. Taki scenariusz wydaje się tym bardziej prawdopodobny, im więcej polityków zaczyna o tym mówić wprost. A mówi już nawet sam Trump, który jeszcze niedawno chciał „zakopać” bitcoina.
Nie chodzi jednak tylko o deklaracje. W tle są konkretne dokumenty legislacyjne, jak choćby Financial Innovation and Technology for the 21st Century Act czy inne regulacje podatkowe, pozwalające firmom rozliczać cyfrowe aktywa w bardziej przejrzysty sposób. Co ciekawe, niektóre z tych przepisów mają potencjał, by wpływać nie tylko na USA, ale też na cały globalny rynek – bo jak Ameryka coś ureguluje, świat często podąża za nią.
A co z Europą?
Warto przy okazji spojrzeć na to, jak ten proces wygląda po drugiej stronie Atlantyku. Europa trochę wyprzedza USA, jeśli chodzi o ramy prawne – chociażby słynny już MiCA (Markets in Crypto Assets) uchwalony przez Unię Europejską. I choć różnice w podejściu są spore, to stanowisko USA w kwestii krypto może mieć ogromny wpływ na resztę świata, w tym także na nas w Polsce. Przecież wiele polskich projektów korzysta z usług amerykańskich giełd, platform i infrastruktury.
Jeśli więc USA przyjmie bardziej przyjazną politykę wobec branży, może to oznaczać powrót inwestycji, wzrost liczby startupów krypto i – co najważniejsze – większą akceptację społeczną dla tej technologii. Ale uwaga: jeśli regulacje będą zbyt miękkie, istnieje ryzyko, że znów dojdzie do nadużyć, jak to było w przypadku FTX czy Terra Luna. Historia ostatnich lat pokazuje, że za wielkimi pieniędzmi często idzie też wielka odpowiedzialność – tylko nie zawsze ktoś chce ją ponieść.
Lobbyści kontra realia
Tu pojawia się ostatni, ale chyba najciekawszy wątek. Lobbyści mogą mieć ogromny wpływ, ale nie są wszechmocni. Polityczna atmosfera bywa kapryśna. Pamiętaj, że nawet jeśli obecnie obowiązuje narracja „krypto to przyszłość”, wystarczy jedna duża afera – i wszystko się zmienia. Już niedawno głośno było o próbach ograniczenia dostępu do bankowości dla firm z sektora blockchain (tak zwany „operation chokepoint 2.0”). Ostatecznie pomysł się nie przebił, ale pokazał, że za kulisami toczy się nieustanna gra wpływów.
Dlatego choć lobby kryptowalutowe może chwilowo zyskiwać, musi bardzo uważać, żeby nie przedobrzyć. Bo w USA każda zmiana polityczna to reset reguł gry. A my – użytkownicy, inwestorzy, twórcy – stoimy gdzieś pośrodku, próbując ogarnąć, co to właściwie znaczy dla nas.
Co dalej?
Ciężko powiedzieć. Jedno jest jednak jasne: przyszłość krypto w USA nie będzie zależeć tylko od technologii, lecz również – a może nawet przede wszystkim – od polityki. I nawet jeśli jesteś z dala od Kapitolu, to i tak kiedyś to, co tam ustalą, może wpłynąć na twoje portfolio.
Krypto przestało być niszową ciekawostką. Stało się tematem, którym zajmują się najważniejsze instytucje w państwie. I choć droga do stabilnych regulacji jest jeszcze długa, to wydaje się, że lobbyści skutecznie zrobili pierwszy krok. Kolejne wybory pokażą, czy był to krok w dobrą stronę.
Sprawdź inne tematy z naszego portalu – jeśli chcesz lepiej zrozumieć, jak rozwija się świat krypto w kontekście globalnym.