Table of Contents
Nie wiem, czy też tak masz, ale ostatnio obserwując branżę technologiczną, mam wrażenie, że każde kolejne IPO przypomina trochę jazdę bez trzymanki. Tym razem na tapet bierzemy Circle – firmę stojącą za stablecoinem USDC. Słyszałeś o ich planach wejścia na giełdę? Mówi się o wycenie rzędu 4–5 miliardów dolarów. Brzmi ambitnie, prawda? Ale im głębiej się w to wgryźć, tym więcej pojawia się znaków zapytania. Czy to kolejny przypadek krypto-hype’u, który nie wytrzyma zderzenia z rzeczywistością?
Circle ma już swoją historię prób wejścia na parkiet. Poprzednia, przez SPAC, zakończyła się niepowodzeniem. Teraz firma próbuje jeszcze raz – w klasycznej formule IPO – ale okoliczności, delikatnie mówiąc, nie są sprzyjające. Jeśli chcesz zobaczyć więcej informacji o samym USDC i Circle, zerknij na naszą stronę główną, bo tam to też poruszaliśmy.
Niepewność makroekonomiczna
No właśnie… Zacznijmy od kontekstu rynkowego. Obecnie mamy do czynienia ze wzrastającą inflacją, zmiennością dotyczącą stóp procentowych i napięciami geopolitycznymi. Nowe cła wprowadzone przez administrację USA tylko pogarszają sytuację dla firm, które mocno polegają na globalnym kontekście finansowym – takich jak Circle. I właśnie przez ten brak stabilności firma postanowiła wstrzymać się z planowanym IPO.
To świadczy o dużym ostrożnym podejściu – z jednej strony rozsądne posunięcie, z drugiej jednak wyraźny sygnał dla inwestorów: „hej, może nie jesteśmy jeszcze gotowi”. Co ciekawe, podobny ruch wykonały inne firmy z sektora fintech i technologii, jak chociażby Klarna czy Stripe, które także przesuwają swoje IPO i starają się przeczekać tę burzliwą pogodę gospodarczą. Pytanie tylko: czy czekanie naprawdę coś zmieni?
Skomplikowane otoczenie regulacyjne
W sektorze kryptowalut to już chyba klasyk. Ale pytanie brzmi: jak długo rynek będzie jeszcze tolerował brak jasnych zasad gry? Dla Circle to problem podwójny. Z jednej strony są w USA, kraju który lubi trzymać rękę na pulsie jeśli chodzi o regulacje finansowe. Ostatnie zamieszania z SEC (amerykańska Komisja Papierów Wartościowych i Giełd) pokazały, że nieczęsto darzy ona miłością inicjatywy krypto. To właśnie SEC podważył legalność wcześniejszego podejścia Circle do IPO przez fuzję SPAC – temat spadł z agendy i firma musiała się przegrupować.
Z drugiej strony, Circle zbudowało swoje fundamenty na USDC – stablecoinie, który z założenia ma być stabilny i bezpieczny. Tymczasem każda zmiana regulacyjna, każda sugestia ustawy, która modyfikuje sposób działania firm krypto, może wstrząsnąć całą strukturą działania spółki. Ogromnym wyzwaniem jest tu także transparentność – jako że stablecoin wiąże się bezpośrednio z rezerwami dolarowymi, każda nieścisłość może odstraszyć inwestorów.
Co ciekawe, Circle stara się pozycjonować jako „krypto w wersji zgodnej z prawem”. I faktycznie, w porównaniu do niektórych bardziej kontrowersyjnych graczy na rynku, wypadają całkiem dobrze. Ale pytanie pozostaje jedno: czy to wystarczy, by zdobyć zaufanie instytucjonalnego kapitału, zwłaszcza w kontekście niestabilności przepisów?
Malejąca rentowność i uzależnienie od Coinbase
Teraz przejdziemy do czegoś, co może okazać się największym hamulcem sukcesu IPO – spadająca rentowność. Circle w 2024 roku osiągnęło przychody rzędu 1,67 miliarda dolarów, co na pierwszy rzut oka brzmi świetnie. Ale zysk netto? Spadł aż o 41,8% do poziomu 155,6 mln USD. To już sygnał ostrzegawczy, bo pokazuje, że tempo wzrostu nie przekłada się na efektywność operacyjną.
Przyczyna? Główna to… współpraca z Coinbase. Circle wypłaciło giełdzie aż 908 mln USD w ramach dystrybucji USDC. Wydaje się, jakby firma zamiast inwestować w rozwój i optymalizować koszty, była uzależniona od jednej ogromnej relacji partnerskiej, która — choć daje im zasięg i użytkowników — jednocześnie wysysa dużą część zysków.
I teraz pojawia się pytanie: czy inwestorzy chętnie wejdą w firmę, która swoją przyszłość uzależnia od jednego strategicznego partnera? Czy taka współpraca, choć budowana na solidnych podstawach, nie ogranicza elastyczności i niezależności Circle? Przypomina to trochę relację zbyt bliską i zbyt kosztowną, a to nie jest atrakcyjne w świecie giełdy, gdzie dywersyfikacja to klucz do przetrwania.
Podsumowanie części pierwszej
Na razie sytuacja Circle wygląda raczej jak gra w szachy niż w warcaby. Są tu ruchy strategiczne, niepewność co do otoczenia, duże ryzyka i fundamenty, które z pozoru są mocne, ale w praktyce – wymagają wzmocnienia. Rynek patrzy, inwestorzy czekają, a my obserwujemy z ciekawością. I chyba jak wielu – z lekkim niepokojem. Czy to będzie kolejne IPO, które nie dojdzie do skutku? Czy może jednak Circle nas zaskoczy?
Presja wyceny i konkurencja
Powiedz szczerze – co byś pomyślał, gdyby firma z malejącymi zyskami próbowała wejść na giełdę z wyceną na poziomie 5 miliardów dolarów? No właśnie. Dla wielu inwestorów to coś więcej niż tylko dysonans – to czerwona flaga. Circle może i ma solidny produkt w postaci USDC, ale czy to wystarczy, aby obronić tak ambitną wycenę? Zwłaszcza gdy na rynku stablecoinów coraz głośniej robi się o konkurencji?
Zerknij tylko, jak rosną inne projekty: Tether (USDT), który od lat trzyma się na pozycji lidera, czy konkurencyjny projekt DAI od MakerDAO, który stawia na decentralizację. Do tego Binance z własnym stablecoinem BUSD (choć jego przyszłość niepewna po problemach z regulatorami) też przez chwilę mocno naciskał. Circle nie działa w próżni – ich pozycja jest wynikiem zaufania, ale to zaufanie zawsze można stracić. Szczególnie w świecie krypto, gdzie emocje mają wagę równą faktom.
Czy inwestorzy kupią wizję?
IPO to przecież przede wszystkim obietnica. Opowieść, która ma przekonać inwestorów, że warto dołożyć się dziś, by jutro zebrać owoce. W przypadku Circle pytanie brzmi: jaka to opowieść? Czy chodzi im o dominację w sektorze stablecoinów? Czy może o budowanie infrastruktury finansowej przyszłości? Bo jeśli chodzi tylko o USDC i współpracę z Coinbase, to może nie wystarczyć.
Zresztą – nie jestem jedyny, który ma takie wątpliwości. Według The Wall Street Journal, spora część analityków postrzega IPO Circle nie jako pewniaka, ale raczej jako test dla całego rynku kryptowalut regulowanych. Test, który – jeśli się nie powiedzie – może odbić się echem na innych graczach planujących wejście na giełdę.
Kwestia zaufania
W świecie kryptowalut zaufanie to najcenniejszy zasób. Często więcej wart niż technologia. I tu można powiedzieć, że Circle radzi sobie lepiej niż wielu. Raportują regularnie o rezerwach USDC, współpracują z zewnętrznymi audytorami, trzymają się przepisów tam, gdzie inne firmy idą w szarość lub wręcz czarną strefę.
Ale z drugiej strony – każda firma giełdowa podlega większym wymaganiom względem transparentności. Przy planowanym IPO inwestorzy będą chcieli zobaczyć nie tylko bilans i liczby, ale też plan na przyszłość, sposób dywersyfikacji przychodów, potencjalne ryzyka operacyjne. Czy Circle jest na to gotowe? Szczerze – nie mam pewności.
Abstrahując od historii ze SPAC i „partnerstwa” z Coinbase – pytanie o niezależność strategiczną Circle nie jest bezzasadne. Model biznesowy, który wygląda na powiązany z jednym dużym graczem, niesie ze sobą ryzyko koncentracji. A giełda nie lubi zależności. Lubi opcje.
Strategia czy desperacja?
Wchodzenie na giełdę to moment, który powinien być kulminacją – pokazem siły, nie próbą ratunku przed odpływem kapitału. Czy Circle jest tu z własnej woli czy może to bardziej wymuszony ruch? Takie pytania też się pojawiają. Bo jeśli spojrzy się na trendy – malejące zyski, rosnąca presja regulacyjna, trudna relacja z Coinbase – to wygląda trochę jak próba złapania funduszy, zanim zrobi się gorąco.
I owszem, niektórzy mogą powiedzieć, że to po prostu „dobry moment”, żeby zabezpieczyć swoje miejsce na rynku. Ale wiesz co? Czasem dobry moment to ten, kiedy inwestorzy walą drzwiami i oknami, żeby dołączyć. Tutaj raczej mamy sytuację odwrotną – inwestorzy raczej przyglądają się z boku, ostrożni jak nigdy wcześniej.
Dlaczego to wszystko ważne?
Bo to nie tylko historia jednej firmy. Circle i ich IPO może pokazać, w którą stronę pójdzie regulatoryzm wokół kryptowalut, czy rynek zaakceptuje modele współpracy z tradycyjnymi instytucjami, i jak wygląda dziś realna wartość stablecoinów. I właśnie dlatego tak wiele osób uważnie obserwuje ten case. To coś więcej niż tylko kolejna firma wpuszczająca tokeny do obrotu publicznego.
Zresztą – zwróć uwagę, że nawet tacy giganci jak Stripe czy Revolut wstrzymali się z wejściem na giełdę. To nie jest tylko kwestia Circle – to szerszy kontekst, w którym każda decyzja może mieć drugie dno. Polecam zobaczyć więcej o trendach IPO w bieżącym roku na Wikipedia.
Na zakończenie
Wiesz co? Nie twierdzę, że Circle to zła firma. Wprost przeciwnie – mają swój udział w budowaniu nowoczesnego rynku finansowego. Ale właśnie dlatego, że są pionierem, muszą być też odporni na ogień pytań. A pytań w przypadku ich IPO jest masa.
Jasne, mogą nas wszystkich zaskoczyć. W końcu niejeden debiut giełdowy był pod znakiem zapytania, a potem bił rekordy. Może i tutaj historia zatoczy koło. Ale może też rynek po prostu powie: „nie teraz”.
Czy Circle ma przed sobą szansę rozpocząć nową erę regulowanej kryptofinansjery? Czy przeciwnie – ich IPO przejdzie do historii jako przykład nadmiernej ambicji bez wystarczających podstaw? Niezależnie od odpowiedzi, to będzie ciekawy rozdział. A o innych, nie mniej interesujących spółkach pisaliśmy już na naszej stronie głównej.