Table of Contents
Ostatnie dni przyniosły sporo emocji w świecie kryptowalut, ale — co ciekawe — nie przez nagłe spadki czy niespodziewane wiadomości, a raczej przez brak… ruchu na tradycyjnych giełdach. Chociaż amerykańskie rynki finansowe były zamknięte z okazji Wielkiego Piątku, Bitcoin nadal kontynuował swoją hossę, co prowokuje do ciekawej refleksji: czy BTC naprawdę potrzebuje Wall Street, by rosnąć? Moim zdaniem – niekoniecznie. I oto dlaczego.
Eksperci są zgodni
Jednym z najczęściej przywoływanych argumentów za kontynuacją hossy na Bitcoinie jest stanowisko branżowych ekspertów. Znane nazwiska, takie jak Michael van de Poppe czy Eric Turner z Messari, wyraźnie podkreślają, że jesteśmy dopiero na początku większego cyklu wzrostowego. I co ciekawe – ich prognozy wskazują na prawdziwy boom dopiero w trzecim i czwartym kwartale 2025 roku. To daje nam sporo czasu na przygotowanie i obserwacje zmian rynkowych.
Niektórzy mogą powiedzieć: „Ale przecież po takich wzrostach zawsze przychodzi korekta”. Jasne – korekty są nieuniknione i stanowią naturalny element każdego rynku. Ale właśnie dlatego warto spojrzeć szerzej. Przez ostatnie tygodnie nie tylko nie widać oznak nadchodzącej bessy – wręcz przeciwnie, wiele danych fundamentalnych sugeruje, że mamy do czynienia z dłuższą, utrzymującą się falą optymizmu wśród inwestorów. A jeżeli interesują cię podobne analizy i konteksty, to zajrzyj na stronę główną, gdzie znajdziesz wiele treści o kryptowalutach i nie tylko.
Instytucje nie zwalniają
Co według mnie dodatkowo potwierdza siłę obecnej hossy, to rosnące zaangażowanie inwestorów instytucjonalnych. Mówię tu nie tylko o funduszach ETF czy bankach inwestycyjnych, ale też o dużych korporacjach, które coraz śmielej wchodzą na rynek kryptowalut. Przykład? MicroStrategy – firma znana z ogromnych zakupów BTC, która de facto traktuje go jak swoje finansowe „zabezpieczenie”.
Raport Bernsteina – jednej z największych globalnych firm inwestycyjnych – jasno mówi o spodziewanym wzroście cen Bitcoina w kolejnych kwartałach właśnie dzięki popytowi ze strony instytucji. I co ważne: ten popyt nie maleje nawet wtedy, gdy giełdy w USA są zamknięte. Kryptowaluty, jak wiemy, nie śpią.
Trading 24/7 to przewaga
To kolejny niepodważalny fakt – rynek kryptowalut działa non stop. Bez względu na to, czy jest Wielki Piątek, święta narodowe czy nawet kryzys na tradycyjnych rynkach – możliwość handlu kryptowalutami jest zawsze. I właśnie dlatego Bitcoin pokazał w ostatnich dniach swoją siłę, utrzymując wysoką aktywność i stabilne wzrosty nawet wtedy, gdy amerykańska giełda robiła sobie wolne.
Pamiętasz sytuację z 2020 roku, kiedy tradycyjne rynki zanurkowały w dół przez globalną niepewność? Bitcoin wtedy też początkowo oberwał, ale odbił się znacznie szybciej i mocniej niż cała reszta rynku finansowego. Wiele osób uważa, że to właśnie był moment, kiedy inwestorzy zaczęli widzieć w nim nie tylko spekulację, ale realną alternatywę.
Na razie tyle
To dopiero część układanki. W następnej części zagłębię się jeszcze bardziej w historyczne cykle rynku kryptowalutowego oraz inne techniczne czynniki, które sugerują, że to jeszcze nie koniec wzrostów. Sam jestem ciekawy, jak rynek się rozwinie w najbliższych miesiącach – ale na ten moment wszystkie znaki na niebie i blockchainie wskazują, że Bitcoin jeszcze nie powiedział ostatniego słowa.
Cykl rynkowy Bitcoina
Czy nie zastanawiało cię nigdy, dlaczego wiele osób mówi o „cyklach” Bitcoina? Jakby ten rynek był zegarkiem szwajcarskim — niemal co do roku powtarzamy te same etapy: akumulacja, wzrost, euforia, spadek… i od nowa. Ale to nie czary, tylko mechanika rynku. I właśnie dlatego obecna sytuacja wygląda obiecująco — wszystkie sygnały techniczne i fundamentalne zdają się wskazywać, że nadal jesteśmy w fazie wzrostu.
Spójrz na poprzednie cykle, na przykład ten z 2013 czy 2017 roku. Po halvingu, czyli zmniejszeniu nagrody za wydobycie bloku, Bitcoin zazwyczaj wchodził w najdynamiczniejszą fazę wzrostową po kilku miesiącach. Co ciekawe, halving w 2024 roku już za pasem, co oznacza, że historia może się powtórzyć. Czy znowu zobaczymy wykres przypominający rakietę startującą w kosmos? Na to wygląda — przynajmniej według modeli takich jak Stock-to-Flow czy pułapki NUPL (Net Unrealized Profit/Loss).
Wiara inwestorów
Jednym z najważniejszych, choć często niedocenianych wskaźników, jest tzw. sentyment rynkowy. Czyli to, co czują i myślą inwestorzy. I właśnie tutaj Bitcoin zbiera dziś ogromny kredyt zaufania — widać to zarówno na forach, w raportach instytucji, jak i w analizach danych on-chain. Liczba adresów posiadających więcej niż 1 BTC jest na rekordowym poziomie, a to oznacza jedno: inwestorzy nie pozbywają się swoich monet, tylko trzymają je na dłuższy czas.
Co więcej, duże portfele (tzw. wieloryby) nie realizują masowo zysków, co miało miejsce np. w końcówce 2021 roku. Dla mnie to bardzo silny sygnał — jeśli ci, którzy mają najwięcej do stracenia, decydują się HODLować, to znaczy, że jeszcze nie osiągnęliśmy rynkowego szczytu.
Techniczne przesłanki
Teraz trochę o analizie technicznej, ale bez przesadnej matematyki. Wskaźniki takie jak RSI (Relative Strength Index) czy MACD (Moving Average Convergence Divergence) pokazują jednoznaczne przesłanki do dalszych wzrostów. I co ważne — nie jesteśmy jeszcze w strefie dużego wykupienia, co oznacza, że na wykresie wciąż mamy miejsce na ruch w górę.
Dodatkowo, zakresy wsparcia i oporu są korzystnie ułożone — cena BTC utrzymuje się powyżej kluczowych średnich kroczących (np. MA200 lub EMA50), a to zazwyczaj oznacza utrzymanie trendu byczego. Nie chcę tutaj tworzyć przepowiedni, ale wygląda na to, że wszystko układa się zbyt dobrze, by miało się nagle załamać…
Pokolenie post-Wall Street
Warto też zwrócić uwagę na zmieniającą się demografię inwestorów. Obserwujemy wyraźny trend: młodsze pokolenia dużo chętniej inwestują w aktywa cyfrowe niż w klasyczne akcje czy obligacje. Dla nich Bitcoin to nie egzotyka – to nowoczesne złoto. Coraz więcej 20- i 30-latków tworzy portfele kryptowalutowe, używa DeFi i rozumie technologię blockchain lepiej niż „klasyczni” gracze z Wall Street.
To też tłumaczy, dlaczego kryptowaluty tak dobrze radzą sobie w chwilach, gdy tradycyjne giełdy świętują. Po prostu rynek ewoluuje – nie potrzebujemy już NYSE ani NASDAQ, żeby ceny się poruszały. Mamy Binance, Coinbase, Bybit, Kraken i dziesiątki innych platform działających dzień i noc. I właśnie dlatego przerwa z okazji Wielkiego Piątku nie miała żadnego znaczenia dla byczego tempa Bitcoina.
Lokowanie kapitału
W obecnym klimacie makroekonomicznym (inflacja, wojny walutowe, niejasna polityka stóp procentowych) wielu inwestorów szuka nowych sposobów lokowania środków. Bitcoin, z jego ograniczoną podażą i transparentnym systemem emisji, dla wielu stał się atrakcyjnym narzędziem zabezpieczającym wartość.
Niektórzy porównują go do złota. Nie bez powodu — nawet serwisy takie jak Wikipedia opisują BTC jako „cyfrowe złoto”. Myślę, że to porównanie tylko zyskuje na znaczeniu wraz ze wzrostem zaufania do kryptowalut. Już teraz banki centralne analizują możliwości skarbowe blockchaina, a niektóre kraje (choćby Salwador) zaczęły budować rezerwy narodowe właśnie w BTC.
Jeszcze wiele przed nami
Na koniec wróćmy do początku — czy giełdy w USA naprawdę mają aż takie znaczenie dla globalnego rynku kryptowalut? Patrząc na ostatnie dni, powiedziałbym, że niekoniecznie. Owszem, nadal są istotne, szczególnie dla ETF-ów i instytucji z tradycyjnego świata finansów, ale Bitcoin po raz kolejny udowodnił, że może funkcjonować niezależnie.
Rynek kryptowalut dojrzał. Bitcoin nie potrzebuje wsparcia Wall Street, by rosnąć. Jego siła tkwi w globalności, transparentności i społeczności. Mam wrażenie, że to dopiero początek większej transformacji na skalę światową. A jeśli chcesz śledzić, co będzie dalej, warto zaglądać czasem na naszą stronę główną — tam dzielimy się najnowszymi spostrzeżeniami z kryptoświata i nie tylko.